Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zamknij Zamknij

Informacje

Kochamy CKiP

Ferie z CKiP

Święto Narodowe

I miejsce na Dożynkach Powiatu Krakowskiego

Orkiestra Hejnał w Przegini

Dzień dziecka w CKiP dla najmłodszych

Odlotowe wakacje z CKiP 2019 r.

Nasi aktywni seniorzy

Promocja

Wycieczka KGW

Budynek CKiP

Zegar słoneczny

IGWA wydanie III/ 2022r. Ks. Infułat Jerzy Bryła

Proszę powiedzieć kilka słów o sobie,

Urodziłem się w 1928 roku w Nowym Brzesku, a lwią część dzieciństwa spędziłem w pobliskich Stręgoborzycach. Moi rodzice byli nauczycielami w miejscowej szkole. Po maturze wstąpiłem do krakowskiego seminarium duchownego i w 1952 roku otrzymałem święcenia kapłańskie. Moją pierwszą parafią była Rajcza, potem pracowałem w Bielsku-Białej, a od 1958 roku w Krakowie – najpierw w kolegiacie św. Floriana, potem w krakowskiej kurii, a od 1975 roku w parafii Prepozytury Najświętszego Salwatora na Zwierzyńcu. Od 2005 roku przebywam na emeryturze.

W jakich latach mieszkał Ksiądz Infułat w gminie Igołomia-Wawrzeńczyce?

Urodziłem się w Nowym Brzesku i tam też skończyłem pierwsze dwie klasy szkoły podstawowej. Moja rodzina przeprowadziła się do Stręgoborzyc w 1936 roku i odtąd jestem związany z tą miejscowością. Przeżyłem tam wojnę, a potem – będąc już w seminarium – zawsze tam wracałem, bo najlepiej jest zawsze w domu rodzinnym.

Jak wspomina Ksiądz swoje dzieciństwo?

Dzieciństwo miałem spokojne, wręcz sielskie. Byłem wychowywany w pamięci na obecność Bożą, w miłości do Maryi. Pamiętam, że w maju zawsze robiłem taki mały ołtarzyk na nakastliku w pokoju, a na łące zbierałem kaczeńce i przynosiłem je przed ten ołtarzyk, do Matki Bożej. Razem z moją starszą siostrą codziennie odmawialiśmy pacierz. To ona przypominała mi, jak mam się zachowywać w kościele. Raz pamiętam, w pierwszy piątek miesiąca poszliśmy razem z kolegą do spowiedzi, a potem wyszliśmy z kościoła. Moja siostra wybiegła za nami z wyrzutem, że przecież trzeba jeszcze podziękować Panu Jezusowi w modlitwie za odpuszczone grzechy, a nie tak od razu iść sobie do domu. Bardzo pilnowała mojej pobożności!

Urodziłem się podobno bardzo brzydki. Mamusia nie chciała mnie pokazać tatusiowi, bo myślała – będzie pewnie niezadowolony. Jednak był szczęśliwy; choć urodziłem się bardzo pomarszczony, to stopniowo te zmarszczki znikały i teraz prawie zupełnie ich nie mam (śmiech).

Moi rodzice byli nauczycielami i pedagogami, więc już dość wcześnie przesiadywałem jako mały chłopiec na lekcjach, które prowadzili. Dzięki temu się nie nudziłem, miałem zajęcie i mogłem szybko chłonąć wiedzę i poznawać świat.

Najmilsze wspomnienia z naszą gminą?

Mam mnóstwo wspomnień związanych z Gminą Igołomia-Wawrzeńczyce. Ludzie są tu bardzo życzliwi. Dla moich rodziców zawsze byli mili i grzeczni. Kolegów miałem serdecznych; odwiedzaliśmy się nawzajem, razem się uczyliśmy.

W dzieciństwie bardzo lubiłem chodzić na wesela. Wtedy na taką imprezę przychodziła cała wieś. Miejscowe gospodynie przygotowywały wówczas kury ze specjalnie przyrządzonego ciasta. Taka kura miała oczka z ziarenek pieprzu i prawdziwe piórka wetknięte w to ciasto. Bardzo lubiłem jeść te słodkie kury (śmiech). Wielką sympatią darzyłem także strażaków z miejscowej OSP. Mieli własną orkiestrę, której uwielbiałem słuchać.

Kiedy Ksiądz Infułat poczuł powołanie i jak się to przejawiało?

Od dzieciństwa byłem wychowywany w duchu religijnym. Budowałem ołtarzyki i głosiłem „kazania” dla moich kolegów. Musieli słuchać! Wychodziłem na ganek w szkole i tam ich po swojemu uświęcałem (śmiech).

Mój chrzestny był majorem rezerwy i od młodości pociągało mnie wojsko. No i coś z tego jednak zostało – wszak niektórzy mówią, że duchowieństwo to wojsko naszego Pana!

Czy miał Ksiądz Infułat bliskie spotkanie z Papieżem Janem Pawłem II lub inną, ważną osobowością świata religijnego?

Kiedy po wojnie jechałem z moich rodzinnych stron do Krakowa, do szkoły średniej, wówczas tak sobie myślałem: Kraków – takie wielkie, piękne i stare miasto. Kawał historii! Po jego ulicach przechadzali się wybitni święci: Stanisław – biskup i męczennik, Jan Kanty – ksiądz i profesor Akademii Krakowskiej, królowa Jadwiga czy błogosławiona Bronisława. A teraz? No i Bóg tak sprawił, że w ciągu całego mojego życia poznałem wiele osób, które później Kościół wyniósł do chwały ołtarzy.

Kiedy miałem 17 lat, poszedłem w odwiedziny do mojego starszego kolegi, kleryka w seminarium duchownym, które mieściło się wówczas w Pałacu Biskupim w Krakowie przy ul. Franciszkańskiej. Wszedłem na dziedziniec i zobaczyłem kleryków odbywających poobiednią rekreację. W lewym kącie dziedzińca stał jakiś bardzo skupiony alumn, który coś czytał. Spotkawszy kolegę zapytałem go, dlaczego ten kleryk zachowuje się inaczej niż wszyscy, na co odpowiedział: To jest Karol Wojtyła, najzdolniejszy z nas wszystkich i najbardziej pobożny. Odprawia właśnie rekolekcje przed subdiakonatem. I opowiedział mi o jego dobroci i poświęceniu. Trzynaście lat później zostałem skierowany do pracy w parafii św. Floriana w Krakowie, tuż przy Dworcu Głównym, i przejąłem po ks. Wojtyle duszpasterstwo akademickie. Takie były początki znajomości z wielkim papieżem-Polakiem, dziś – świętym Janem Pawłem II.

Wielką osobowością był kardynał Stefan Wyszyński, duchowy ojciec polskiego Kościoła. Jan Paweł II słusznie nazwał go Prymasem Tysiąclecia. Bardzo serdeczny człowiek! Zapraszał mnie, żebym – gdy będę w Warszawie – zawsze go odwiedził. – A gdyby Ksiądz nie miał gdzie zanocować – dodawał – to proszę przyjść na Aleję Szucha (dziś jest tam Nuncjatura Apostolska). U nas Ksiądz jest zawsze mile widziany.

Miałem też szczęście poznać ks. Władysława Bukowińskiego, który poświęcił swe kapłaństwo służbie apostolskiej w Kazachstanie, za co był prześladowany i spędził kilkanaście lat w sowieckich łagrach. Współpracowałem z Hanną Chrzanowską, krakowską pielęgniarką, która razem z kard. Wojtyłą stworzyła duszpasterstwo pielęgniarek. Te trzy postaci czcimy dziś jako błogosławionych Kościoła katolickiego. A toczą się procesy beatyfikacyjne Jerzego Ciesielskiego czy biskupa Jana Pietraszki, których także znałem osobiście.

W moim życiu kapłańskim poznałem też bardzo wielu hierarchów. W czasie pielgrzymek papieskich do Polski byłem odpowiedzialny za biskupów z zagranicy i starałem się ugościć ich jak mogłem. Potem oni chwalili mnie do księdza Dziwisza, że byli otoczeni profesjonalną opieką (śmiech).

Jak wygląda codzienność Księdza Infułata na emeryturze?

Jak to na księdza przystało – czas upływa na modlitwie, lekturze książek i rozmyślaniach. Otrzymuję bardzo dużo korespondencji i w miarę możliwości staram się odpisywać na wszystkie listy. Aktualnie przebywam w domu księży w krakowskich Swoszowicach, gdzie mam bardzo dobrą opiekę, gdyż moja sprawność kinetyczna nie jest już taka jak za młodu… Ale codziennie przychodzi pan rehabilitant i ćwiczymy. Dzięki temu jestem jeszcze na chodzie!

Co Ksiądz Infułat robi, że jest w tak dobrej kondycji?

Pismo Święte powiada: «Cóż masz, czego być nie otrzymał?» (1 Kor 4,7). Nie mam żadnych zasług w tym, że jestem w takiej kondycji, w jakiej jestem. Biskup Albin Małysiak zżymał się, gdy słyszał o jakichś cud-dietach i zdecydowanie reagował, mówiąc: „Wszystko można jeść, ale mało!”. Wziąłem sobie to do serca i staram się zachowywać tę regułę. Poza tym trzeba dbać o sferę ducha – uśmiechać się, być pogodnym i życzliwym, nikomu nie zazdrościć, starać się czynić dobro. Ja także zawsze przebaczam wszystkim z góry. Przecież przez całe życie razem idziemy ku Bogu, który jest Miłością.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Marek Mirosławski

                                                                                                  Zdjęcia pochodzą z archiwum Księdza Infułata Jerzego Bryły. Fot. Stanisław Malik i Marek Mirosławski.

Metryczka

Metryczka
Wytworzono:2023-03-01 11:27przez:
Opublikowano:2023-03-01 00:00przez:
Podmiot udostępniający: Centrum Kultury i Promocji w Igołomi-Wawrzeńczycach
Odwiedziny:802

Rejestr zmian

  • Brak wpisów.